Znaleźć swoją chwilę

Przyszłość mnie porywa a przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. W tym wszystkim nie mam kiedy być tutaj. A to jedyny sposób, aby oddać i zostawić wszystko, powierzyć się czemuś większemu, na co zresztą nie mam wpływu, i zadbać o to co mam – tą jedną, jedyną chwilę na którą mam wpływ. Wpływam na nią poprzez swoją reakcję, działanie, albo zaniechanie, bo to druga strona tej samej monety.

Wyobrażam sobie tę CHWILĘ jak marsz przez morze Czerwone z Mojżeszem, gdzie po środku Ja, stąpając po dnie tego ogromnego, monstrualnego arcydzieła, czując je, czując to do czego nigdy nie miałem dostępu, co było dla mnie nie osiągalne. To musi być niezwykłe przeżycie, iść po dnie morza, wąską szczeliną pomiędzy ustępującymi ogromnymi, niewyobrażalnie wysokimi falami po prawej i lewej stronie mojej drogi. Jednocześnie bezpiecznie, bez ich udziału i wpływu na to co się ze mną dzieje.

Bycie teraz, jest spotkaniem ze swoją możnością wpływania i dostrzegania ogromu który mnie otacza. Jak na razie staram się to całe to morze kontrolować, opanować i badać co tkwi w jego każdym zakamarku, przelewając wodę z jednej na drugą stronę łodzi, licząc że będzie jej ubywać.  

Praca

Wykonuje każdego dnia. Jakakolwiek nie ona nie jest, określa i podkreśla moje człowieczeństwo. „Nie praca” jest również działaniem, choć na bardzo głębokim poziomie. Utylitaryzm zabija w ludziach kreatywność, a ona jest synonimem wolności. Każdy komu zależy, aby system edukacji nadal tkwił w XIX wieku, musi być zły lub głupi, choć to drugi nie usprawiedliwia.

Co GS mi zrobił

GS to nie jest oznaczenie modelu motocykla czy łazika marsjańskiego, tylko znak rozpoznawczy i marka wiejskiego sklepu rodem z czasów PRL. Zatrzymując się na zakupy można poczuć klimat lat które już przeminęły. Jest się w nim tak jakoś razem i tak jakoś mocno.

W końcu dostrzegłem za czym tęskniłem. Tęsknota za tym, by ludzie siebie zauważali, za tym by chwile z sobą byli, by mieli dla siebie czas. Komfort robienia zakupów jest daleki od standardów jakie sprzedaje mi nowoczesny i podobno fantastyczny świat. Lecz nie o to tu chodzi. W sieci marketów czuje się samotnie, nieważne jest moje Ja, jedyne co ważne to zasobność mojej karty kredytowej. Anonimowość to okrutna kara, na którą sam siebie skazywałem.

Faktycznie GS smakuje dość czerstwo, nie ma w nim ulepszaczy. Nie ma kolorowych ścian i mnóstwa błyskotek. Są jednak ludzie dość prawdziwi, wścibscy, ciekawi, zazdrośni, słabi i silni. Nie fałszują mi świata, nie machają kolorowym płachtami przed moimi zmysłami, by po chwili osiągnięcia zysku zniknąć. Wyzerować mnie. To środowisko faluje i uspokaja mnie.

Waham się

Czy dzisiaj, teraz, świat którym są tworzący go ludzie, stoi w miejscu w którym sie waha?

Zastanawia się, kalkuluje, czy wrócić do punku wyjścia, do mroku, cofnąć się i oddać wolność, by mieć pozorne wrażenie bezpieczeństwa w którego haosie gości smutek i żal?

Czy może zrobi krok w przód? Ktoś popchnie, lekko trąci jak pierwszy klocek domina, by w końcu ruszyć w kierunku miłości.

Dzień ojca.

Otworzyło się okienko. Pragnienie bycia synem, synem ojca. Pragnienie skarłowaciało, nie miało możliwości wzrostu. Zostało jako część mnie i nie pomogło w umocnieniu.

Patrząc oczami marzeń, które jako jedyne podpowiadały obrazy, jak kolaż z wycinków gazet, filmów, spotkanych przechodniów, ojców z chłopakami jedzącymi lody, jadącymi na basen, spędzającymi czas biwakując.

Marzenia, idealizowany świat, w którym poza poszarpanymi obrazami, bez szczegółów, zapachów, ciepła, zimna, dotyku, była jedynie cecha wyzwalająca uczucia i pragnienia. Ojciec opoka, troskliwy, interesujący, cierpliwy, na czas i w miejscu, zawsze i nigdzie. Jaki to kontrast do rzeczywistego, którego nie było. Bo jeśli by był, to jaki by był? Czy taki wyśniony, idealny, na którego wyraziłem zapotrzebowanie? Czy taki został by mi dany? A może wymagający, bez czasu i zrozumienia, twardy i nie umiejący wyrazić tego co w nim, może jedynie poza złością? Jaki by był?

Pytania które wbiły się zardzewiałym gwoździem w głowę, nie mogę się od nich uwolnić. Lepszy żaden niż zły? Ale czym jest zły? Nie czuję tego, a bez czucia będę zadawał stale i niedbale pytania. Nawet nie wiem jaki nie powinienem być.

Teraz zgaduje, sprawdzam, nie mając punktu odniesienia, błądząc i wrzeszcząc na siebie, że nie to nie tak, że chyba powinienem wybrać inną drogę. Cięgle w impasie, stale z wątpliwościami, stale w napięciu.

I to teraz oddaję będąc ojcem. Wątpliwość, niepewność, imaginację bycia.

Zagubiona owca

Dzisiaj inaczej dla mnie brzmi pewna przypowieść. Do tej pory widziałem tylko jedną stronę, teraz do mnie dotarło, że brakuje mi w niej drugiej części.

Przypowieść o zagubionej owcy (Łk, 15,4-7)

15 (..)—Kto z was, mając sto owiec, nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie szuka jednej, zaginionej na pustkowiu, tak długo, aż ją znajdzie? A znalazłszy, kładzie ją na swoje ramiona i z radością wraca do domu! Zaprasza wtedy przyjaciół oraz sąsiadów i mówi: „Cieszcie się razem ze mną! Znalazłem zgubioną owcę!”. Zapewniam was, że w niebie jest większa radość z jednego zagubionego grzesznika, który się opamięta i wróci do Boga, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu prawych, którzy nie zbłądzili!

Do tej pory patrzyłem na powyższy tekst jedynie oczyma szukającego zagubionej owcy, tego który pomaga i się troszczy , choć nie potrafiłem się z nim do końca identyfikować z powodu mojej natury.

Dziś jestem jedną ze 100 owiec. NIewiem którą, ale nią jestem. Żyję w stadzie, domu, pracy, razem funkcjonuje, znosi się na codzień, podróżuje, przeżywa radości i smutki.

Jest dzień, że jedna z Nas sie oddaliła, zagineła. I co się dzieje w stadzie? Panuje ogólny zamęt, niepokój.

Jednak Przewodnik, opiekun pomimo takiego rozsypania, udaje się na poszukiwania zostawiając nas 99.

Myśle wtedy, egoistycznie, jak on może tak „opuścić” Nasze stado. Przecież to nieodpowiedzialne i nie rozsądne. Przecież jest Nas więcej i przez to jesteśmy wązniejsi. Pownien się opiekować nami, a nie podążać z tą jedną.

Jednak po chwili namysłu przychodzi kolejna refelksja. Przecież jest Nas wiele i możemy w większej grupie chronić się wzajemnie, opiekować się sobą. Co w tym przeazie jest równie ważne to  to, każda z Nas owieczek trakatowana jest przez Przewodnika z jednakową troską i uwagą. To bardzo budujące i scalające.

Gdy pojawia się już opiekun z naginionym jagnięciem wszyscy okazauja prawdziwą radość, nie wyśmiewają, nie pokazują palcami że się sgubił bo był nieuważny, że przez niego zwolniliśmy mawrszu i inne. Każde okazuje mu radość i daje wsparcie słowami dobrze że jesteś.

A teraz Ja przez swoją nieuwagę, zgubiłem drogę, zagapiłem się, i odłączyłem się od stada. Zostałem sam pośród niezanych mi okoliczności. Wystraszony, w ciemności, z dochodzącymi z oddali nieprzyjaznymi odgłosami. I myśli z którymi zostaję, poczucie osamotnienia, poczucie porzucenia, wykluczenia. Jednak wystarczy, że przypomnę sobię sytuację z przed chwili kiedy to jedna z Nas owieczek, opuściła stado, a Opiekun udał się na jej poszukiwanie. Pomyślałem, że może i mnie będzie szukać. To dodaje ufności i wiary że nie jestem sam skazany na pożarcie. I jaka to radość zobaczyć Pasterza, który z uśmiecham i troską oraz wielkim szczęściem w oczach odnajduje mnie i prowadzi do stada.

Nie wierzę, a bardzo bym chciał.

Nie wierzę bo nauczyłem się przez wiele lat, że to co mnie otacza jest wynikiem mojej pracy lub zaniechania. Jak sięgam pamięcią, czulem się odpwiedzialny za siebie. Tak we mnie to wrosło, że dzisiaj gdy czuję się już zmęczony trzymaniem życia w sowich rękach, czuję lęk przed odpuszczeniem i zostawieniem. W środku coś mnie namawia do tego aktu odpuszczenia, ale wuczona i nawykowa część mnie nie chce oddać kontroli, broniąc się argumentem: że nie skacze się w przepaść bez spadochronu. Metarforycznie to ja tej przepaści nie wiedzę, wiem tylko że stoję na skraju, ale nie wiem co tak naprawdę kryje się poniżej.

W takim razie, aby rozpocząc proces zmian zrobię dzisiaj przynajmniej 2 rzeczy na które zwykle nie mam ochoty. Ciekaw jestem czy zdaży się to co przewidywałem.

We śnie.

Doświadczenie śmierci, to jedna z najbardziej ożywczych emocji. Stawja na nogi, odsłaniają moją prawdę i podpowiada, gdzie jest mój prawdziwy cel. To kontestacja moich dążeń, planów i celów, tych bardzo materialnych. Bliskość i nieuchronność doświadczenia zatrzymuje mnie, jednocześnie pyta kim jestem, skąd pochodzę i dokąd zmierzam. Okazuje się, że przez większość danych mi chwil tkwię w bezruchu, spowodowanym irracjonalnym lękiem. A lękam się tego co nie uchronne, co za paradoks.

Coś do mnie dociera z zewnątrz i zaczynam słyszeć,  jednocześnie ciało stawia mi ogromny opór. Wzbrania się i żąda bym przerwał to co rozpoczołem. A jednak w środku coś mnie rwie, przenika, porusza i chce się wyzwolić.

Ja śpię.

Powoli wychodzę ze śpiączki, małymi krokami, bo są przy mnie ludzie którym zależy, a ja zaczynam im wierzyć. Słyszę o dobrym świecie, o tym, że gdy tylko sie obudzę poczuję miłość i będę pełen możliwości. Swiat prawdy i braku ograniczeń.